Rower ze wspomaganiem, budzi kontrowersje
W ostatnią niedzielę wyjechałem na krótką wycieczkę, tym razem nie wzdłuż Kanału Żerańskiego – w weekendy jest tak dużo rowerzystów, że mam wrażenie jakbym znajdował się na Krupówkach w Zakopanem.
Wybrałem drogę obok, którą często jeżdżą kolarze. Jakiś kilometr, może dwa przede mną jechał na szosówce rowerzysta, wiatr był porywisty i dość mocny, ale jadąc elektrykiem dość szybko zbliżałem się do cyklisty.
Gdy go minąłem, jadąc swoim tempem, słyszę i czuję jak z tyłu jedzie za mną ten mężczyzna chcąc dorównać nie mnie, ale elektrykowi.
Po przejechaniu około kilometra, zwolniłem, aby mój „kompan w podróży” mnie wyprzedził.
Nie mam potrzeby udowadniania innym, że jestem szybszy czy lepszy od kogoś drugiego, szczególnie wtedy, gdy jadę elektrykiem.
Mijając mnie cyklista stwierdził że tak „się nie robi” – nie za bardzo wiedziałem o co mu chodzi?
Po tym doświadczeniu i już kilku podobnych, nasunęło mi się kilka refleksji, którymi się dzielę:
- Osoby jeżdżące na tradycyjnych rowerach (szczególnie tych kupionych w cenie elektryka) próbują się ścigać z elektrykiem – przyznam, że też tak miałem 😉
- Kiedy widziałem osobę jadącą hybrydą, chciałem sam sobie udowodnić, że nie ma sensu posiadania takiego e-roweru bo przecież jadę z tą samą prędkością – tyle, że nawet przy bardzo dużym wytrenowaniu, utrzymanie stałej prędkości 28 km/h przy silnym wietrze przez 15/20 km jest właściwie niemożliwe.
Ściganie się cyklistów jadących na tradycyjnych rowerach z tymi jadącymi na elektrykach nie ma jednak sensu.
Nikomu przecież z nas, jeżdżących także na „analogach”, nie przychodzi chęć ścigania się ze skuterem i udowadniania sobie, że jest się lepszym.
Podobnie jest gdy jadę „kolarką”, która waży 5 czy 8 kg i wyprzedzam innych rowerzystów z sakwami lub jadących na tańszych rowerach.
Nie ma wówczas we mnie satysfakcji, że ich wyprzedziłem i że jestem lepszy od nich, bo to jest całkowicie inna „liga” roweru i osprzętu.
Mogłoby się okazać, że osoba jadąca na ciężkim i topornym rowerze jest dużo mocniejsza ode mnie i w sytuacji, gdyby dostała taki sam rower wygrałaby ze mną w cuglach.
Trudno się więc cieszyć z tego, że jadąc elektrykiem wyprzedzam rowerzystów jadących na tradycyjnym rowerem – to jest zupełnie inna „liga”.
Filozofia roweru ze wspomaganiem
- Rower elektryczny został pomyślany jako alternatywa dla samochodu – jeśli do pracy dojeżdżamy autem 10/15 km i to w pojedynkę, to lepiej jest się przesiąść na e-rower – o korzyściach takiej zamiany pisałem już wielokrotnie.
- Rower elektryczny jest też alternatywą dla tradycyjnego użytkowego roweru. Do pracy, biura, do przyjaciół mogę jechać elektrykiem w komfortowych warunkach i spotykając się z innymi nie będę myśleć o prysznicu a rozmówca nie będzie czuł się przy mnie źle.
- Utrwalił się już stereotyp, że ktoś kto jeździ na elektryku nie dba o kondycję albo jest słaby, chory, co nie zawsze jest prawdą. Na e-rowerze też możemy ćwiczyć kondycję, jeśli chcemy możemy przecież używać jedynie pierwszego trybu lub w ogóle nie włączać silnika.
Jeden z klientów, który kupował u mnie elektryka, trenował tenis ziemny i chciał dojeżdżać na kort nie samochodem ale hybrydą. Wiele osób może mieć inne pasje sportowe (wspinaczka, judo, basen itd.) i e-rower traktować bardzo użytkowo, podobnie jak to jest w Holandii.
Albo rower tradycyjny albo elektryk – teza ta też jest zgoła fałszywa
Wielu ludzi mających e-rower traktuje go jako uzupełnienie do innych
rowerów, które posiada. Nasuwa mi się taki przykład: Jechałem elektrykiem z pracy i mijał mnie starszy ode mnie rowerzysta, który z ironią w głosie stwierdził: “Co wspomagamy się?”. Ten cyklista, który popatrzył na mnie z kpiną nie wiedział, że rano już zrobiłem kilkanaście kilometrów dla treningu zwykłym rowerem.
Widząc kogoś na elektryku bądźmy ostrożni w swoich ocenach.
Pamiętajmy każda nasza aktywność w epoce bezruchu jest na wagę złota.